..zamknięte - "relacje" wrzucamy na główną. Czekam na Twoją - GW.
Poniżej artykuły Kamili Skowron, Karola, Ani Wierzbickiej ze Świnoujścia, Jacka, Asiuni Hoffmann, Piotra Sutkowskiego, Kamili Przybycińskiej, KK, Stefki, Judyty Mikołajczyk, Agnieszki Skowron:
Rozdział trzeci (zawsze chciałem zacząć od środka) :Przygotowania
-Pogoda: idealna
-Nastroje: zdecydowanie bojowe
-Wiatr: jego siła wydmuchuje pianę z butelkowego piwa (nawet zakapslowanego)
....ale do rzeczy.....Regaty organizowane są oczywiście przez Mariusza (światło naszego klubu) i Stasia (wielki talent organizacyjny) z pomocą szeregowych członków klubu. Panie Mariuszu- gratulacje! Jest pan najlepszy w tym, co robi, a wrodzone poczucie sprawiedliwości Pana Stasia jako sędziego głównego regat nie mają sobie równych w całym powiecie!
Przygotowania do regat, prowadzone przez tak znakomite postacie, przebiegły i bez najmniejszych komplikacji. Trasę wyścigu wytyczono od przystani, okrążając bojke w pobliżu miejskiej plaży i nawracając koło ul. Strzeleckiej w stronę pomostów klubu. Jak się później okazało właśnie ostatni odcinek wyścigu dostarczał najwięcej emocji i był przyczyną częstych przetasowań w tabeli.
Rozdział czwarty: Załogi wg. Listy startowej
1) Sebastian Sandman z rodzina Śliwów : nie po raz pierwszy występująca w tym składzie, regatowi wyjadacze-zawsze niebezpieczni!
2) Kamila Skowron z Magdą i Bartkiem : temperament Kamili i Magdy może być kluczem do sukcesu
3) Jerzy Zatowka z rodzina Zielińskich : umiejetności Jurka nie podlegaja dyskusji-zdecydowani faworyci!
4) Krzysztof Kędzior,Tomek Gwit i Mały Misiek :Zarówno Tomek jak i Krzysiek w poprzednich edycjach zawsze zdobywali miejsca na podium
5) Marek Nikoliszyn, Leszek Gwit i Bogdan Wrotecki : Doświadczenie Pana Marka+ nos Pana Leszka + taktyka Pana Bogdana prognozowały im wysokie miejsce
6) Bartek Ptaszek z rodzina Bartosiewiczów : pierwszy występ Bartka w roli sternika sprawiał, że jego załoga typowana była na czarnego konia regat.
7) Piotr Sutkowski, Artur Wilk i moja skromna osoba : skład zmontowany ze sterników ekip startujacych w poprzednich latach. Groźni. (ponoć)
ÂŁatwiej było trafić szóstke w totolotka, niż przewidzieć obsadzenie podium, szczególnie ,że żadna załoga nie ukrywała faktu, że płynie po zwycięstwo.
Rozdiał piaty : Poszli!
Losowanie jachtów i na wodę. Zaraz po starcie pierwszy silny podmuch sprawił, że walka nie będzie toczyć się tylko o miejsca, ale rówież o suchy powrót. Załogi radziły sobie jak mogły jedni przeastrzali do wiatru tracąc na prędkości, ale zyskując na cennych metrach wysokości, inni przyjmowali na żagle uderzenia wiatru,co kosztowało ich wiele wysiłku, ale szybkośc zeglugi (jak się później okazało)była tego warta.W takich warunkach najlepiej poradził sobie Krzysiek dumnie wprowadzając Savante na linie mety jako pierwszy. W drugim biegu, aby odciążyć sterników, wśród wielu ekip nastąpiły zmiany na stanowiskach bojowych-balastowy zmieniał się ze strategiem, strateg ze sternikiem....Taka zmiana zaszła tez w załodze Piotrka Sutkowskiego, którego zastapiłem w roli kapitana i po wielu przebojach na wodzie zmieściłem się na mecie tuż przed składem K.Kędziora i M. Nikoliszyna. Najważniejszym wydarzeniem odsłony trzeciej było zwycięstwo Magdy nad tak utytułowanymi zawodnikami jak Jurek, czy Artur, mimo powożenia wolniejszej Omegi.Brawo Magda! W następnych biegach szczęście uśmiechnęło się do nas dwa razy, także Sebastian miał swoje pięć minut, ale ostatni bieg to popis Marka Nikoliszyna, w którym całą stawke zostawił w trzcinach.
Rozdział szósty : zakończenie części sportowej.
Krótko:
1 miejsce: Artur Wilk, Piotr Sutkowski, Jacek Drążyk
2 miejsce: Jurek Zatowka, Ania Zielińska z ojcem
3 miejsce: Krzysztof Kędzior, Michał Dąbrowski, Tomek Gwit.
Odczytanie wyników, udekorowanie zwycięzców wiankiem przez śliczne dziewczęta (hmmm) i szampan....może szampana lejącego się wszędzie i po wszystkich. Potem oczywiście przymusowa kąpiel (tradycyjnie-na motylka)....i czas na część raczej nieoficjalna (patrz rozdział siódmy)
Rozdział siódmy : część nieoficjalna
...oczywiście zgodnie ze statutem naszego klubuJ ...młodzi krótko i intensywnie, starsi długo i nawet intensywniej, dla niektórych część nieoficjalna w gronie raczej kameralnym przeciągnęła się na kolejny dzień...ale to długa historia.
Konkluzje poregatowe:
1) najmocniejszy psychicznie zawodnik regat- Bartek z załogi Magdy
2) młodzieży daleka droga przed wami!
3) nawet 100 zł nie zmieni decyzji sędziego
4) szampan w oczach szczypie (bardzo)
5) z trzech strzępków można uszyć coś dobrego
6) nie potrafię jeździć na rowerze
//nie znalazlem podpisu - chyba Jacek
(artukuł z Echa Barlinka)
Po raz ostatni w tym roku Jezioro Barlineckie zapełniło się żaglówkami. Corocznymi regatami o Puchar 4 Wysp zakończył się sezon żeglarski w klubie SZTORM. W pierwszą sobotę października do rywalizacji stanęło 14 jachtów z Leszna, Częstochowy, Olsztyna, Wrocławia, Gliwic, Sławy i oczywiście Barlinka. Trasę jak zwykle, bardzo trudną, wyznaczono między wszystkimi czterema wyspami naszego jeziora. I tym razem, październikowa pogoda sprzyjała żeglarzom, tak że emocji było sporo, szczególnie przed startami do kolejnych wyścigów.
Najlepszą załogą okazali się leszczynianie, wyjeżdżając z Barlinka z okazałym pucharem przechodnim. Dla zwycięzców organizatorzy ufundowali atrakcyjne nagrody.
Wyniki:
1. Marek Wołoszyn (Leszno) 2 pkt,
2. Jarosław Cieślak (Częstochowa) 11 pkt,
3. Paweł Tarnowski z załogą Piotr Kucharski, Radosław Kędzior (Gliwice i SZTORM Barlinek) 17 pkt,
4.Adam Osiński (Wrocław) 19 pkt,
5. Włodzimierz Radwanecki (Olsztyn) - 20 pkt,
8. Wilk Artur - sternik, Piotr Drążyk, Artur Kanka (SZTORM Barlinek) - 25pkt.
KK
(artukuł z Echa Barlinka)
Puchar Polski w klasie Omega
Dni Barlinka pod żaglami
Pogoda dopisała. Chwilami poziom adrenaliny osiągał szczyt.
Kolejna, ósma edycja Otwartych Mistrzostw Polski Północnej w klasie Omega rozpoczęła się w tym roku wyjątkowo. Z przystani wszystkie jachty przepłynęły na przeciwległy brzeg, aby swą obecnością uświetnić uroczystość odsłonięcia monumentu-kotwicy. Stanęła ona na promenadzie przy ul. Jeziornej na pamiątkę trzydziestej rocznicy wodowania drewnowca m/s Barlinek.
Około 1230 rozpoczęła się rywalizacja pomiędzy 18 załogami z 14 klubów. Wiał silny, porywisty wiatr napawając strachem co mniej doświadczonych żeglarzy. Choć to kolejny sezon, w którym można korzystać podczas zawodów ze spinakera, byli tacy, którzy nie odważyli się go wypuścić przez długi czas. Co rusz jakaś załoga lądowała w wodzie podczas wywrotki jachtu. Pomoc z zewnątrz przy podniesieniu kadłuba dyskwalifikuje z danego biegu toteż każda obsada próbowała za wszelką cenę stanąć o własnych siłach. Dopiero, gdy nie mogli sobie poradzić prosili o wsparcie. Tu przyzwoitość nakazuje ukłonić się w stronę ekipy ratowniczej z przystani, która w profesjonalny sposób wspomagała wywrotowców- Piotrze, Arturze, Darku to o was oraz niezastąpionemu WOPR-owi.
W tegorocznych zmaganiach startowały trzy załogi z barlineckiego Klubu, ale tylko jedna ukończyła wszystkie wyścigi bez dyskwalifikacji. Dwa pozostałe teamy albo podnosiły się z pomocą, albo nie zmieściły się w regulaminowym czasie.
Oprócz klasyfikacji ogólnej Pucharu Polski osobno punktuje się również juniorów. Tu nie zawiódł nas kolejny raz najlepszy w klasyfikacji ogólnej spośród barlineckich uczestników sternik Radosław Kędzior na jachcie Doris z załogą: Piotr Chmiel i Paweł Bojanowski. Mają chłopaki nosa do pływania. Taktyka nie jest im obca. Spryt i zgrana załoga - to klucz do sukcesu. Jeszcze tylko muszą się razem opływać, bo trening czyni mistrza, a z pewnością będą doganiać najlepszych, co tu kryć w większości dużo starszych i bardziej doświadczonych konkurentów. Tymczasem w klasyfikacji generalnej zajęli 11 miejsce. Zaś jako juniorzy stanęli na podium w charakterze wicemistrzów Otwartych Mistrzostw Polski Północnej w klasie Omega.
Tegoroczna rywalizacja przybierała dramatycznych barw co objawiło się w punktacji końcowej. Trasa regat przebiegała, prawdę mówiąc, mało atrakcyjnie dla potencjalnych widzów z miasta (to już jak zwykle zasługa - wątpliwa, sędziego głównego), ale dawała popalić zawodnikom. Wymagała skupienia, przemyślanego nabierania wysokości i przewidywania tzw. odkrętek wiatru. Nasze jezioro jest nazywane przez żeglarzy z dużych zbiorników typu Zalew Zegrzyński, rzeźnią. To ze względu na konieczność przejścia na nim wytężonej harówki, tj. halsówki i przez to wcale nie uwielbianym bo wciąż niesie nowe niespodzianki. Aby ujarzmić ten niepokorny żywioł jakim jest wiatr trzeba się u nas wykazać nie lada umiejętnościami, zmysły mieć wciąż wyostrzone, umieć czytać z podmuchów i fal. Od kilku lat obserwujemy ścisłą czołówkę, która właściwie między sobą rozgrywa cały spektakl na wodzie. Na tegoroczny puchar nie przyjechał Romuald Knasiecki, a zawsze liczył się u nas w czołówce. Nie zawiódł Paweł Tarnowski, zawsze zauważalny, ale z roku na rok coraz lepszy zawodnik Ligi Morskiej z Gliwic - stanął na najwyższym podium ze swą młodą załogą i 9 punktami na koncie. Drugi na pudle był Jerzy Nadolny z Yacht Klubu Chalkos z ilością 10 punktów. Miejsce trzecie zajęła załoga ZMKS Orlę ze Szczecinka z Arturem Bieguńskim za sterem (12 pkt.), chyba lekko niepocieszonym, gdyż od kilku lat niepokonanym w Pucharze Polski Północnej. To on opływa w deskę barlinecką, którą jako nagrodę główną już kolejny raz ufundował BARLINEK S.A. Byliśmy nieomal przekonani, że i tym razem on weźmie wszystkich, ale już po pierwszym biegu zachwiało naszą pewnością - był dopiero 5. Każdy jechał w miarę równo.
Podsumowując, wielkich niespodzianek nie było. Można było przewidzieć kto stanie na podium, pozostawała tylko kwestia kto gdzie.
Oprócz Doris, na legendarnej już Savancie płynęła załoga ze sternikiem Arturem Wilkem, a na Janie Rebecu Andrzej Januszewski z Jerzym Zatowką i Piotrem Sutkowskim - najmłodszym uczestnikiem regat i świeżym żeglarzem, bo patent zdobył w zeszłym roku - brawo za odwagę, przecież wiatrzysko kuło niesamowicie(!), wszyscy z barlineckiego Sztormu. Savanta uplasowała się na 15, zaś Jan Rebec na 17 pozycji. Obsadzie Doris, tym bardziej należy pogratulować, że objeżdżała inne załogi, nie mając dodatkowego żagla - spinakera.
W sobotę odbyły się cztery biegi z przerwą na obiad po dwóch. Wieczorem - kolacja z rusztu, a następnie ognisko i śpiewy najprzeróżniejsze przy nim. Bardzo krótka noc, przemyślenia nad taktyką dnia następnego i o 1100 wszyscy na wodę żeby odbyć dwa niedzielne wyścigi. Sędzia nieznacznie przestawił boje na trasie, ale jak dzień wcześniej należało zrobić trójkąt, śledzia i jeszcze jeden trójkąt.
Zaraz po spłynięciu wszystkich załóg na przystań uczestnicy zaczęli zwijać sprzęt przygotowując się do wyjazdu. Uroczyste zakończenie regat zwieńczyły podziękowania Sędziego Głównego oraz Burmistrza i przedstawiciela Marszałka Zachodniopomorskiego.
Dziękujemy za wsparcie wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do tego byśmy mogli po raz ósmy krzewić kulturę żeglarską, rozsławiać Barlinek i świetnie się bawić.
Do zobaczenia za rok na wodzie w kolejnych regatach pucharowych na Jeziorze Barlineckim.
Stefka
Honorowy patronat - Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego - Zygmunt Meyer
Organizatorzy regat - KŻ SZTORM, UMiG Barlinek, WOPR Barlinek, Komisariat Policji Barlinek
Sponsorzy regat
1. Urząd Miasta i Gminy Barlinek
2. BARLINEK S.A
3. Waldemar Matyja - KRAWIECTWO KONFEKCYJNE
4. Leszek Hyży - PYRMO-CHEMIA
5. Marek Piechocki - PW DELTA
6. Bogdan Wrotecki PW ALBA
7. Tadeusz Niewiadomski - MARKETING Barlinek
8. Leszek Gwit - Biuro Rachunkowe
9. Kurek - Materiały Instalcyjne
10. JANEX - Barlinek
11. Krzysztof Matkowski - Piekarnia Barlinek
12. PSS SPOÂŁEM Barlinek,
13. IMEX-komputery - Gorzów
14. SPORT TEAM Rybiński - Gorzów
15. Drukarnia MAGNUM Gorzów
16. SECRET- firma ochroniarska Gorzów
Nasza przygoda z morzem zaczęła się prozaicznie:
Na przystań żeglarską Klubu TKKF SZTORM w Barlinku przychodzimy od zawsze (od wczesnej pieluchy-jak mawiają nasi rodzice). Od początku była to beztroska zabawa, miejsce spędzania wolnego czasu, ale z wiekiem zaczęłyśmy same interesować się żeglarstwem. Formalnie jednak, do Klubu należymy od roku, po zdanych egzaminach na stopień żeglarza jachtowego.
Wiosną tego roku dowiedziałyśmy się, że prawdopodobnie odbędzie się rejs morski, który sponsorować będzie Klub. W kwietniu Zarząd Klubu wdrożył w życie Program Edukacji Morskiej KŻ TKKF SZTORM, który polega m.in. na finansowaniu rejsów morskich tym młodym członkom Klubu, którzy dużym zaangażowaniem społecznym, ciężką pracą, właściwym podejściem do kolegów itd. zostaną zakwalifikowani przez Kapitułę.
Szybko złożyłyśmy wnioski przystąpienia do Programu, zakwalifikowałyśmy się do konkursu. Przez trzy miesiące prawie nie wychodziliśmy z Przystani, wszędzie było nas pełno, tak zaciętych podchodów dawno nie ćwiczyłyśmy efektem ciężkiej pracy był werdykt Kapituły przyznającej trzy miejsca w tygodniowym rejsie morskim. Zwycięzcami rywalizacji zostali Agnieszka Skowron, Judyta Mikołajczyk oraz nasz znakomity żeglarz Piotr Sutkowski.
Radość, szczęście.... dyskusja, co wziąć z sobą, w co się zapakować, a może jakiś aviomarin na chorobę morską, jak to będzie?! itd.
23 sierpnia, wczesnym rankiem wyjechaliśmy do Centralnego Ośrodka Żeglarstwa w Trzebieży, gdzie czekał na nas jacht J-80 o wdzięcznej nazwie PIANA.. Agnieszka i Piotruś wyruszali pierwszy raz w rejs morski, Judyta natomiast pierwszy chrzest morski miała już za sobą na brygantynie KAPITAN GÂŁOWACKI i chyba ta surowa dwójka była bardziej zdenerwowana niż stara żeglarka Judyśka.
Do południa zjawili się wszyscy załoganci. Jeszcze aprowizacja, ształowanie, i można ruszać tam, gdzie woda zlewa się z niebem... Na jachcie jest nas ośmioro: kapitan i pierwszy oficer, oraz sześcioro stażystów, a właściwie zielonych adeptów żeglarstwa morskiego.
Cumy oddaliśmy około 18.00 i wychodzimy z portu. Przez Zalew Szczeciński, torem wodnym między olbrzymimi bramami, Kanałem Piastowskim, wreszcie w oddali światła miasta. Zawijamy do Świnoujścia, gdzie w marinie Kapitan postanowił przeczekać noc w spokoju. W marinie szybki prysznic, pogaduchy do północy i pierwszy sen na wodzie, (tu niestety nie ma nam kto śpiewać kołysanek i opowiadać bajek na dobranoc, ale od czego szepczące za burtą uderzenia fali).
Rankiem (cóż to za ranek o 10.00-prawie jak w domu) szybkie wyjście do miasta w celu uzupełnienia zaopatrzenia i szykujemy się do wyjścia. Przygotowujemy żagle sztormowe, sprawdzamy takielunek - czekając na niemiecką prognozę pogody zastanawiamy się, co będzie dalej za widocznymi w oddali falochronami.Po jedenastej wypłynęliśmy w morze. Żegluga początkowo spokojna, stopniowo zmieniała się w szalony taniec pingwina na szkle Coraz większe fale, nasilający się wiatr - Neptun nie pozwolił abyśmy się nudzili. W nocy doświadczyliśmy małego sztormu, który (ponoć) bardzo spokojny objawił się cudownymi błyskawicami, głośnymi grzmotami, strugami deszczu cudownie, nie ma nic przyjemniejszego dla żółtodziobów.
Tak bardzo wyolbrzymiana choroba morska okazała się tylko troszeczkę przesadzona. Początki nie były aż tak straszne, gorzej się nam zrobiło, kiedy zniknął za horyzontem ostatni skrawek lądu - załoga ledwo żyła, każdy udawał twardziela, ale dość nędznie nam to wychodziło. Jedynie Kapitan i pierwszy oficer trzymali całe nasze towarzystwo w jakiś ryzach. Agnieszka i Judyta twierdziły, że jedynie mulenia doznają, ale Piotruś (notabene Prezes i kolega Neptuna) niestety nie wytrzymał szaleńczej jazdy. Kiedy malucha dopadła niemoc, myślałyśmy, że się chłopak wykończy. Dając odpór sensacjom dźwiękowym i zapachowym wydobywających się z Kolegi, zakrywałyśmy uszy poduszkami i czym tylko się dało niech się męczy sam....
W nocy, na wachtę, nie byłyśmy wyrywane z koi może to i lepiej, gdyż straszne z nas śpiochy, a nudności specjalnie nie ustąpiły.
O 8.00 pobudka - dopływamy wreszcie na wyspę Bornholm i trzeba przygotować jacht do wejścia do portu. Przybiliśmy do Renne, pięknego miasteczka, z małymi domkami i ....jak stwierdzili starsi koledzy, z pięknie położonymi barami. Z Renne nie mogliśmy wypłynąć jeszcze tego samego dnia, wiec Kapitan zarządził nocleg w porcie. Rano wypływamy do Allinge, równie uroczej osady nad brzegiem wyspy, która jednak pozostanie nam na długo w pamięci, ze względu na ... pyszne lody. W tym porcie spędziliśmy około pięciu godzin, powłóczyliśmy się wąskimi uliczkami, obejrzeliśmy z wysokiego brzegu ciągle niespokojne morze, małe zakupy i takie tam babskie wzdychania. Przy okazji sami przekonaliśmy się, jak mały jest nasz świat załogant Maciek spotkał w locie swojego znajomego, którego nie widział dziesięć lat, a który na gdańskim jachcie właśnie wchodził do Allinge.
Z powrotem, do Świnoujścia płynęliśmy o sześć godzin dłużej, gdyż wiatr zmienił się na południowo-zachodni i musieliśmy ostro halsować.
W piątek po południu weszliśmy w główki portu Świnoujście, gdzie po krótkim postoju przy GPK zacumowaliśmy na noc w marinie jachtowej. Wczesnym rankiem, a właściwie jeszcze nocą wyruszyliśmy na silniku do Trzebieży. Tutaj czekało na nas jeszcze porządkowanie jachtu, usunięcie wszelkich śladów naszego pobytu i ... koniec, wracamy z Antonim Bindasem do domu.
WNIOSKI:
Strasznie mało godzin wypływaliśmy, jak na sześciodniówkę....
Nesqik u Hipcia jest szybko-powrotny
Po spaniu w kojach boli kręgosłup i nie tylko
Palący w kabinie, głuchy na wszelkie prośby Kapitan, prawie nas uzależnił
Maciek miał fantastyczną czapkę z pomponem
Judyta Mikołajczyk
Agnieszka Skowron
Piotr Sutkowski
Jest 4 czerwiec, odbieram telefon który włąśnie mnie obudził. Słyszę: "Kamila! Gdzie ty jesteś? Wszyscy na ciebie czekamy." Spogladam na zegarek, a tam dochodzi 10.00. O mój Boże! Przecież za chwilę rozpoczynają się regaty. Jedną nogą byłam jeszce w łóżku, al to nie stawało mi na przeszkodzie aby wyjrzeć przez okno i ocenić pogodę. Niebo było lekko zachmurzone, wiatr nienajgorszy - będzie zacięta walka pomyślałam.
O 10.00 byłam już na przystani i zaczęliśmy przygotowania łodzi. Wszystko odbywało się w należytym porządku i bez żadnego poruszenia - co zdziwiło mnie zupełnie. Ale tak było do momentu, kiedy wsiedliśmy na żaglówki i zaczęliśmy ustawiać się do startu. Zaczęło się odliczanie.
Start!
I w tym właśnie momencie dobra zabawa zaczęła się przeplatać z zaciętą walką. Załóg było sześć. Każda obyta i doświadczona. Ciężko będzie - pomyślałam. Po pierwszych dwóch biegach można było zauważyć narastające emocje i nerwy wśród załogantów. Mimo wszystko miła atmosfera i wesoła zabawa towarzyszyłą nam do końca. Trzeci bieg okazał się dla nas wielką niespodzianką. Jesteśmy na wodzie, prowadziny wyścig, a tu z nienacka nagłe oberwanie chmury. Deszcz padał tak gęsty, że nie widać było bojek na wodzie. Zerwał się porywisty wiatr i wszyscy walczyliśmy z siłami natury żeby nie zaliczyć grzyba. Z jednej strony emocje i dyskomfort psychiczny czym nas jeszcze Matka Natura poczestuje, z drugiej zaś wielka radocha z uzyskiwanych prędkości i ślizgów. Jednak sędzia przerwał bieg ze względów bezpieczeństwa ku naszemu niezadowoleniu :).
Po jakimś czasie deszcze przestał padać i ruszyliśmy na wodę powtarzac bieg.
Po sześciu emocjonujacych biegach regaty dobiegły końca. Na pierwszym miejscu nasza załoga w składzie: Sternik - Radek Kędzior, trapez i balast - Basia Kasprzak, oraz na szotach ja - Kamila Przybycińska.
Druie miejsce zajęłą ekipa bardzo dobrego sternika Piotrka Drążyka ze sterym wyjadaczem regatowym Leszkiem Gwitem jako taktykiem.
Trzecie miejsce przypadło Arturowi Wilkowi, Arturowi Konce i Jurkowi Zatowce - ich nie trzeba nikomu przedstawiać - każdy z nich jest dobrym ścigantem.
Czwarte miejsce zajęła załoga Bergson Team - nasi przedstawiciele w Pucharze Polski, zwycięzcy Regat Otwarcia Sezonu w składzie Szymon Kowalik, Mateusz Kowalik, Marta Kowalik.
Piąte miejsce zajęła również zgrana ekipa, wielokrotnie zajmująca miejsca w pierwszej trójce Pucharu Polski w klasie Standard w składzie: Januszewski Andrzej, Piotr Sutkowski, Pepliński Kuba.
Szóste miejsce zajęli: Bojanowski Paweł, Mikołajczyk Judyta, Feldman Jacek. Szkoda że zrezygnowali z udziału we wszystkich wyścigach - byliby napewno wyżej - przecież to także starzy wyjadacze...
Żeglarstwo to moja pasja od zupełnie niedawna, nie spodziewałam się tak wysokiej noty. Regaty zakończyliśmy w miłej i uroczystej atmosferze, wśród osób które dopingowały nas na lądzie.
Z żeglarskim pozdrowieniem - Kamila Przybycińska
Dyplomy w wydruku, piwo się chłodzi, kiełbasa się mrozi, puchar wyczekuje w ciasnej szafce na przystani, Radek jako organizator przewiduje pogodę na najbliższe godziny, ja wymieniłem baterie w zegarku...czas zacząć regaty!
Liczba chętnych na zdobycie tytułu Mistrza Klubu KŻ ”Sztorm” wskazywała, że tegoroczna edycja będzie wyjątkowa. Od co najmniej pięciu lat żadne barlineckie regaty (oprócz Ogólnopolskich Eliminacji Pucharu Polski) nie cieszyły się takim zainteresowaniem. Wystarczy wspomnieć, że o tytuł walczyć będą takie sławy jak Andrzej Szynkiewicz – zajmujący czwarte miejsce w Polsce w klasie Omega, Radek Kędzior – na co dzień reprezentujący Anwil Włocławek w Pucharze Polski Jachtów Kabinowych, czy Andrzej Januszewski świetnie radzący sobie w klasie turystycznej na ogólnopolskiej arenie (mimo, że zamiejscowy – od trzech lat reprezentant naszego klubu). Udział takich gwiazd sprawiał, że moja funkcja – sędziego głównego i sędziego technicznego (Artur Konka).wymagać będzie wyjątkowej uwagi i precyzji sapera. Z uwagi na dużą liczbę startujących załóg, Komisja Regatowa wraz z organizatorem postanowili nie robić oficjalnego rozpoczęcia, wykorzystując zaoszczędzony czas na rozegranie jak największej ilości wyścigów w pierwszym dniu regat.
Warunki pogodowe wyśmienite – dużo słońca, stały, równy wiatr o sile 2 – 3 B z kierunku wymuszającym ustawienie linii startu i mety w pobliżu pomostu tuż przy samym rynku. Prostota trasy i profesjonalizm załóg przyczyniła się do szybkiego i bezkolizyjnego startu do pierwszego wyścigu. W losowaniu jachtów wypadło, że dwoje faworytów „ dosiadało „ dwie najszybsze żaglówki, co sprawiło, że po dość długiej trasie sięgającej małej wyspy i mola na mecie Andrzej Sz. Zameldował się zaledwie o 5 sekund wcześniej od Radka.
Kolejne biegi wykrystalizowały czołówkę, do której oprócz wyżej wymienionych zawodników dołączył Artur Wilk i Bejbi z Tomkiem i Leszkiem Gwitem. Po południu, na starcie 8-smego wyścigu, zażartość walki (i zmęczenie zawodników całodziennym pływaniem) doprowadziły do kolizji, w której na prawej burcie „ Doris „ pojawiła się dziura o wielkości czternastocalowego monitora – pozostałe 3 biegi odłożono na niedziele. (Wielkie brawa dla załogi Janusza Sendera za rekordowo szybkie załatanie dziury !).
Sytuacja w tabeli po pierwszym dniu :
- Artur : 21 pkt.- zdecydowana przewaga, ale pozostały mu 3 powolne Cirusy.
- Bejbi : 32 pkt.- jeżeli poradzi sobie z Radkiem i Andrzejem Sz.(a ma na to duże szanse, bo pozostały mu najszybsze żaglówki) – wygra.
- Radek : 33 pkt.- musi pokonać Bejbiego w bezpośrednich biegach.
- Andrzej Sz. ;37 pkt.- jest w trochę gorszej sytuacji, ale wiadomo: Andrzej to mistrz wielkiego kalibru !
W niedziele rano regaty rozpoczęły się od nowa. Zaciekłość walki sprawiła, że zawodowcy zachowali się jak amatorzy, a amatorzy jak zawodowcy. Jedynie Radek zachował spokój i wygrywając 2 ostatnie biegi zapewnił sobie zwycięstwo. Bejbi i Artur również utrzymali formę zajmując kolejno 2 i 3 miejsce w klasyfikacji generalnej. Nerwowość końcówki tak dała się we znaki niektórym zawodnikom, że nie zostali na zakończeniu. Okazjonalne statuetki ze szkła otrzymali:
Jurek Zatowka – nagroda Fair Play
Magda Gronkiewicz – najmilszy uczestnik regat – nagroda ufundowana przez Darka Szynkiewicza.
Piotr Chmiel – za „wisielczy” humor.
...dodatkowo V-ce Mistrz otrzymał roczną prenumeratę Echo Barlinka, a Mistrz Klubu puchar i niezniszczalną klawiaturę komputerową z Netto.
Oficjalne wyniki pierwszej dziesiątki:
1) Radek Kędzior- 35 pkt
2) Piotr Drążyk- 40 pkt.
3) Artur Wilk- 43 pkt.
4) Andrzej Szynkiewicz-44 pkt.
5) Jurek Zatowka -53 pkt.
6) Andrzej Kowalik-55 pkt.
7) Szymon Kowalik-56 pkt.
8) Piotr Chmiel-66 pkt.
9) Piotr Ślepowroński-72 pkt.
10) Janusz Sender-76 pkt.
Do zobaczenia na 4-rech Wyspach.
Ps. Tomek – dzięki za koordynację.
Jacek
Relacje z Regat Żeglarek Szuwarowo-Bagiennych
Przygotowania:
Trudne do spełnienia wymagania stawiane uczestnikom regat wcale nie ograniczyły ilości startujących. O ile piękniejsza część braci żeglarskiej nie miała problemów ze spełnieniem tych warunków, męskie elementy załóg pomagały sobie przy pomocy istnie teatralnych rekwizytów
-Rajtuzy
-Podwiązki
-Peruki
-Balony (o wielkości miseczek D!)
-...oraz innych, których nazwy nawet nie są mi znane.
Rokowania:
Zgłoszonych zostało 7 załóg, a każda z nich miała apetyt na zwycięstwo. Trudno było wskazać faworytów, choć za kulisami mówiło się,że walka o pierwsze miejsce rozegra się pomiędzy młodzieżową reprezentacją naszego klubu z Szymonem, Meśką , Judytą ,a załogą Kamili w skład której wchodził aktualny mistrz klubu , Andrzej, wraz z synem. Do walki dołączyć mógł także Krzysztof z Dorotą i Arturem , oraz zawsze nieobliczalna załoga ÂŁukasza !!!
Przebieg:
Już na samym początku niespodzianka .Tegoroczny kursant , mimo, że wystartował z ostatniego miejsca na mecie zameldował się jako pierwszy podobnie było w drugim biegu. Tu muszę wtrącić , że najszybszą żaglówką Barlinka okazała się nie Savanta , a Fantazja. Kolejne wyścigi powodowały częste zmiany miejsc poszczególnych załóg w tabeli Stasia- do końca sprawa zwycięstwa pozostawała otwarta.
...winner is...
O zwycięstwie zadecydowało doświadczenie i opanowanie Kamili , w krytycznych sytuacjach wspomaganej przez Andrzeja .Zaangażowanie Szymona, determinacja Meśki i zawziętość Judyty pozwoliły na zajęcie im drugiego miejsca. Doskonała znajomość naszego akwenu przez Krzysia wraz z niesamowitą wolą walki Artura dały im miejsce na podium trzecie . Potem sprawne zakończenie regat i oczywiście kąpiel zwycięzców poprzez wrzucenie ich na motylka , w czym i ja miałem swój udział.
Wnioski poregatowe
-śminka w wodzie rozmazuje się
-Pączkowi pasują długie włosy
-Panie Stasiu-jest Pan bezbłędny
-Nie wszystko złotem , co świeci FANTAZJA RULEZ
-Radek przechodzisz w stan spoczynku...
//Nie znalazlem podpisu
Były regaty i było fajnie i było piwo
Pod Żaglami
23 sierpnia 2005 r. załoga s/y GUST wyruszyła w rejs po Morzu Bałtyckim. Kapitan Arkadiusz Wołoszyn i pierwszy oficer Michał Nowak pseudo Buli podjęli się odważnego zadania - spędzić 9 dni na pełnym morzu z Kamilą i Agnieszką Skowron, Judytą Mikołajczyk, Malwiną Wołoszyn, Piotrkiem Chmielem, Michałem Dąbrowskim i Piotrkiem Sutkowskim to nie lada wyczyn. Nie jesteśmy co prawda nowicjuszami żeglarstwa, na robocie się znamy, ale razem, z dala od macierzystego Klubu, stanowimy mieszankę wybuchową.
Ze Szczecina spokojnie wypłynęliśmy do Świnoujścia i po odprawie portowej Bałtyk należał do nas! Takie przynajmniej były nastroje. Pierwszej nocy wiał silny wiatr, fale rzucały łajbą na wszystkie strony, choroba morska co niektórym zaczęła o sobie przypominać, ale w nocy ujrzeliśmy światła Bornholmu i rano zacumowali?my w niewielkim porcie Svaneke. Przetrzymywano tu kiedyś więźniów, żywność i pocztę dostarczano drogą morską i w ten sposób izolowano ich od społeczeństwa. Dziś, to urocze miasteczko z wytwórnią szkła i cukierków, stare domy, malownicze uliczki, zaparkowane na chodnikach samochody i rowery u nas długo by nie postały. W porcie spotkaliśmy Polaków - jednak świat nie jest taki wielki.
W drodze do Kopenhagi wiało 7B(w skali Beauforta), lał deszcz i widoczność malała z minuty na minutę. Trzeba było szybko zmienić żagiel i zrefować grota. Około 14 dotarliśmy do celu. Okazało się, że żagle nieco ucierpiały i dziewczęta muszą je podreperować - szycie wychodziło im pięknie i zyskały uznanie nie tylko męskiej części załogi, ale także turystów przechadzających się po porcie. Po mieście Andersena oprowadził nas Buli. Przywitaliśmy się z syrenką, pogłaskaliśmy ją po udzie (podobno to przynosi szczęście), obejrzeliśmy królewski pałac oświetlony oczywiście po królewsku. Ogromną atrakcją dla nas - młodych żeglarzy - były trzy jachty Americas Cup (uczestniczące w regatach o Puchar Ameryki). Nie co dzień zdarza się taki widok.
Wieczorem, całkiem przypadkiem,Piotrek utopił w porcie swój telefon komórkowy. Przez noc sprawę przemyślał, a na drugi dzień wskoczył do 15 stopniowego morza i wyłowił go. Dzwonić nie dzwonił, ale chociaż karta SIM ocalała.
Z Kopenhagi wyruszyliśmy w kierunku Szwecji. Przepływaliśmy pod mostem, którego wysokość sięga 55 metrów! zrobiło to na nas ogromne wrażenie. Z daleka widzieli?my zamek Hamleta. Naszym celem był Helsinborg. Najbardziej podobały się nam tu gwiazdozbiory poukładane z niebieskich lampek. Zwiedziliśmy też małą wysepkę Vienn i wyruszyliśmy w kierunku Sassnitz.
Wieczorem ujrzeliśmy wybrzeża niemieckiej wyspy Rugii. Na drugi dzień zwiedzanie miasta i klifów (miały około 60 m.). Po południu opuściliśmy Niemcy i ruszyliśmy w kierunku Polski. Wiatr przestał wiać, słoneczko zaświeciło, załoga mogła powygrzewać się na pokładzie. Niestety, w tej sytuacji żagle nie spełniały swej roli, więc musieliśmy wspomóc się silnikiem i tak już zostało do końca rejsu. 31 sierpnia o godzinie 00.30 dotarliśmy do Świnoujścia, a o 7.10 byliśmy już w porcie w Szczecinie. Przywitała nas niesamowita mgła, przez chwilę mogliśmy jeszcze pomarzyć, że to nie koniec.
Rejs był świetny. Kapitan i pierwszy oficer mają ogromnie poczucie humoru, ich opowieści doprowadzały załogę do płaczu (ze śmiechu oczywiście). Samodzielne przygotowywanie posiłków i wspólne ich spożywanie to następne chwile dobrej zabawy. Były szanty śpiewane wieczorem i kolacje przy świecach, morskie opowieści i wspólne zdjęcia. Nauczyliśmy się zaznaczać pozycje na mapie i wypełniać dziennik jachtowy. Dziewięć dni w morzu to najlepsza szkoła żeglarstwa. Wszystkiego opisać się nie da - to trzeba po prostu przeżyć. Za rok też płyniemy! A co tam?! Mamy Prezesa i spory Zarząd!
Piotr Sutkowski
8 października 2005 roku odbyły się „Regaty o Puchar 4 Wysp Jeziora Barlineckiego”. Wystartowało 13 załóg: 7 przyjezdnych i 6 z naszego klubu.
Pogoda jak na październik była dla nas, żeglarzy, wyśmienita. Świeciło słońce, było ciepło i wiał wiaterek – trójeczka, czyli 3 w skali Beauforta.
Z rana, jak na każdych regatach, wielka krzątanina wokół łódek i całego potrzebnego sprzętu. O 11.00. sędzia Jerzy Sandman otwiera regaty i ruszamy na wodę.
Każdy bieg był inaczej poprowadzony między wyspami, ale zawsze przepływaliśmy przez tak zwany „przesmyk”, czyli wąski zarośnięty trzcinami odcinek między wyspą Nadziei a brzegiem, gdzie głębokość sięga około 20 cm. Właśnie na „przesmyku” można było używać wioseł, co sprawiało największą radochę załogom.
Zwycięstwo w pierwszym biegu należało do Sylwestra Kazuba z „Audi”, jako drugi przypłynął Andrzej Szymkiewicz, obrońca trofeum, na nowej łódce jeszcze bez nazwy, a trzeci był Grzegorz Bitner na „Dozamecie”. W drugim biegu wygrał Oskar Śledziona na „Średniej” przed Grzegorzem Bitnerem i Andrzejem Szynkiewiczem. W następnym biegu ponownie pierwszy był Oskar Śledziona, drugi Andrzej Szynkiewicz, a trzeci Sylwester Kazub.
Po trzech męczących wyścigach spływamy na przystań, gdzie witają nas grochówką i zimnymi napojami (atmosfera była naprawdę gorąca).
Po obiedzie z powrotem na wodę. Wiatr osłabł. W tych warunkach najlepiej radzi sobie Andrzej Szynkiewicz, drugi przypływa Grzegorz Bitner, a trzeci Oskar Śledziona. W biegu piątym po raz trzeci wygrywa Oskar i zostaje zwycięzcą regat. Kolejne miejsca zajmują: Grzegorz Bitner i Andrzej Szynkiewicz.
Na brzegu wielkie zamieszanie, wszyscy zwijają łódki, ponieważ większość załóg wyjeżdża od razu do domu. O godzinie 20.00 wręczenie nagród i oficjalne zakończenie regat. „Przechodni Puchar 4 Wysp Jeziora Barlineckiego” wędruje na rok do Katowic. Po zamknięciu udajemy się na kolację. Ale kaszana! – palce lizać. Do zobaczenia za rok!
Wyniki końcowe:
1. Śledziona Oskar - 6 p.
2. Szynkiewicz Andrzej - 8 p.
3. Bitner Grzegorz - 9 p.
4. Kazub Sylwester - 11 p.
5. Przemysław Abucki - 20 p.
6. Moroński Andrzej - 23 p.
7. Drążyk Jacek - 28 p.
8. Szynkiewicz Tomasz - 30 p.
9. Klemenczak Zbigniew - 32 p.
10. Januszewski Andrzej - 37 p.
11. Drążyk Piotr - 43 p.
12. Mrajski Krzysztof - 48 p.
13. Chmiel Piotr - ?
Piotr Sutkowski
OCZAMI POZNANIANKI, CZYLI REGATY ROZPOCZĘCIA SEZONU 2006 WEDŁUG ASIUNI
02.05.2006 godz. 22.06
Na stronie KŻ Sztorm pojawia się oficjalna notka o tym, iż następnego dnia odbędą się regaty. JEST! Na to czekałam, po to tu przyjechałam! Pływanie jest boskie! A dołączyć do tego wysoka temperaturę i urok wiosennego Barlinka, to już nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba! :)
03.05.2006 godz. 9.30
Budzę się... Tak! To dziś, podekscytowana wiercę się w łóżku. Najchętniej to bym się tylko ubrała i już była na przystani. Niestety mój sternik jeszcze głęboko chrapie..:(
godz. 10.30
Na delikatne sugestie, czy nie powinniśmy już szykować się do wyjścia, dostaje odpowiedź, że mamy sporo czasu... Zaczynam się denerwować, stan gotowości miał być o 11.00.
godz. 11.15
W końcu wychodzimy na przystań...
godz.11.25
No i co? Pewna prawidłowość dotycząca imprez (koncertów, festiwali, zawodów, w których uczestniczyłam) potwierdza się i w przypadku regat: nie zaczynają się na czas:) Bejbi miał rację... Jak przystań długa i szeroka nikt jednak nic nie wie... Ani czy są załogi, ani czy sa sprawne łódki... Czy w ogóle są regaty??:(
godz. 12.00
Trzy łódki ubrane, więc jednak się coś dzieje. Bejbi rozkłada Savantę i na chwile wypływamy.
godz. 12.15
Przybijamy z powrotem do pomostu, podczas gdy z góry wychodzą studenci i wypływają DZ-tą i kabinówkami. A co z regatami??
godz.12.30
Nadal nikt nic nie wie, a przynajmniej nie Ci, których się pytam... Łażę z kąta w kąt i powoli zaczynam marudzić... Ja chcę płynąć w regatach!!
godz. 13.00
Dosiadam się do Jacka, który w moje ręce przekazuje Zosię, zabawiam chwilę Maleństwo i w końcu otrzymuję wyczekiwaną wiadomość: za chwilę wypływamy!!!
godz.13.10
Po zapisaniu nazwisk i losowaniu łódek zaczyna się!! Suche i mało znaczące fakty:
-startują cztery dwuosobowe załogi
-pływanie odbywa się systemem zmianowym
-płynące łódki to Doris, Fantazja, Orka i Savanta
-sędzią zostaje Artur Wilk z dzielna pomocą Antosia
-wiatr słaby, zachmurzenia brak
-przewidywana dwutysięczna pula nagród
-piwa brak :(
Ale to wszystko jest nieważne! Liczy się tylko wola walki i piękne Barlineckie jezioro, na które zaraz wypłyniemy... Gong do startu... Zaczyna się rywalizacja. Na prowadzeniu wysuwa się Savanta, która pozostaje na tej pozycji do końca. Zmiana łódek, wystartował drugi bieg... Tym razem na prowadzeniu Orka, ale z tym samym sternikiem- Bejbim. Warto jednak dodać, że ma on godnych siebie rywali i sygnały oznajmiające przekroczenie mety rozbrzmiewają prawie raz za razem... Przed trzecim biegiem dłuższa przerwa. Jeden z załogantów, znany w przyjacielskich kręgach jako GW, ujarzmia tym razem nie łódkę a rower i rusza po kiełbaski. Po jego powrocie znów ruszamy... Tym razem na prowadzeniu załoga Skowronów. Wiatr prawie zniknął i był to najdłuższy czasowo bieg. Po nim jednak sytuacja krystalizuje się, o pierwsze miejsce walczyć będą załogi: Skowronów i Drążyka. Czwarty bieg, zaraz po zamianie łódek i pełne zaskoczenie. Na mecie jako pierwsza zameldowała się załoga Gwitów. Dotychczasowy „przodownik” natomiast zakończył bieg jako ostatni. Emocje opadły, załogi po wysiłku regat i składania łódek doczekały się kiełbasek katowanych na grillu, no i większość ten tegoroczny „pierwszy raz” uczcili złocistym napojem o niewielkiej zawartości.
godz. 16.30
Odczytanie wyników: miejsce czwarte Andrzej Januszewski z 14 punktami, miejsce trzecie Leszek i Tomasz Gwit- punktów 10, miejsce drugie Stanisław Skowron i Mateusz Kowalik z 8 punktami. Zwycięzcą został Piotr Drążyk z moją skromną pomocą, również z 8 punktami, jednak z jednym biegiem wygranym więcej, co o zaistniałej sytuacji przesądziło.
Zostaliśmy poproszenie o wyjście na środek i sędzia podszedł do nas z gratulacjami, ale także z kopertą... Pełne zaskoczenie, wprawdzie słyszałam o „dwutysięcznej puli nagród”, ale traktowałam to jako żart w celu przyciągnięcia większej ilości uczestników. Piotrek otworzył kopertę, a tam rzeczywiście dwa tysiące w gotówce:)
Podsumowanie: Żeglarstwem interesuje się od niedawna, jednak jezioro i pływanie w każdej formie uwielbiałam od zawsze. Nie umiem pływać na żaglowce, przyznaję się bez bicia... No a tu od razu: pierwsze miejsce... Wiedziałam do kogo się „dokleić":)
Z pozdrowieniami ze Słubic Asiunia Hoffmann
PS. Za wygraną zapraszamy serdecznie na piwo... O ile ktoś nam zafunduje wycieczkę na Białoruś... Bo dwa tysiące owszem było, ale rubli:)
Regaty o Tytuł Mistrza Klubu „Sztorm”
11 września 2006.
Regaty o tytuł nad tytuły, „płynę” pomyślałem leżąc późnym wieczorem na dachu szczecińskiego akademika zwilżając gardło po niedawnym rejsie po Bałtyku. Szybko reaktywowałem via GSM sprawdzoną w poprzednich imprezach ekipę (Hania i Bartek) i następnego poranka wyruszamy z Tomaszem na południe.
16 września 2006.
O dziwo- wszyscy chętni pojawili się na czas wczesnym rankiem na przystani. Składy przeciwników zmontowane z zawodników z kręgów zbliżonych do ścisłej czołówki Polski (tak, tak- Barlinek staje się zagłębiem dobrych żeglarzy pływających pod innymi banderami) wskazują, że walka będzie zażarta..
Południowo-wschodni kierunek wiatru uniemożliwia określenie jego siły z przystani, gdyż ta osłonięta jest lasem. z tego właśnie kierunku. Szybkie rozpoczęcie przez Mariusza-M , losowanie jachtów, 6 załóg, 6 biegów...płyniemy na start. I szok- jeszcze przed startem Mateusz zalicza wywrotkę, sprawnie stawia Savante do pionu, lecz wiatr ani myśli słabnąć, kuje chyba 5B lecz to nie siła wiatru jest najgorsza, lecz jego porywy z nieprzewidywalnych kierunków. Bieg pierwszy to popis Andrzejów (wiekowo najstarsza załoga i jednocześnie najlżejsza) na Doris, dla których pozostali robili za statystów na wodzie. Szymon, żeby dorównać bratu zalicza glebę w drugim biegu, tak niefortunnie, że ląduje w trzcinach z masztem w pozycji horyzontalnej, a Tomek z Leszkiem „tropią węża” wytrzaskując jarzmo od Doris co uniemożliwia dokończenie biegu- najwięksi pechowcy regat. W tym czasie powożę łódkę bez nazwy operacyjnie nazwaną Ubot-kto płynął, wie dlaczego. Wleczemy się więc na Ubocie na ostatnim miejscu, aż tu nagle jeden ze szkwałów wyrywa nasz jachcik ponad wodę i w podskokach jak pięciogroszówka odbijamy się od powierzchni meldując się na mecie jako trzeci, jak się później okazało to był kluczowy wynik.
Skutkiem uszkodzeń i wywrotek mamy godzinną przerwę, po której z zadowoleniem dosiadamy Doris i bacznie obserwuje, co pocznie Szymon na Savancie...walczył dzielnie, lecz i w tym biegu pech go nie opuścił –wyłamał mu się rumpel, co prorokował Pączek na jakiś miesiąc przed regatami, a na dokładkę wyrwało się mocowanie talii grota. A wiatr wcale nie słabł...Na mecie zjawiamy się pierwsi i wskakujemy na Orke, ulubioną omege Hanki (nikt nie wie dlaczego). Kolejne dwa biegi właściwie bez historii, wygrywają na przemian Andrzej z Arturem, wiatr jakby lekko słabł.
Ostatni bieg miał zadecydować o kolejności na podium, jedziemy sobie zdrowo już obitą Savantą , start z pierwszego miejsca, na bojce nr. 1 pierwsi i tak cały trójkąt aż do połowy halsówki na śledziu, gdzie z przerażeniem stwierdzam, że nie mogę luzować grota! Gdyby wtedy proboszcz usłyszał moje okrzyki to wykluczyłby mnie z parafii. Trzy sekundy później cała talia ze zbloczami wystrzeliwuje nad głową Bartka i reszte trasy powożę szotem Savante, niczym lejcami kobyłę. Szymon na Doris szybko mnie dopada (o sprawiedliwości !) i pojawia się pierwszy na mecie, a my zaraz za nim. Tu musze zaznaczyć, że nasza załoga nie wyróżniała się specjalnymi warunkami fizycznymi tak potrzebnymi przy bardzo silnym wietrze, ani jakimś przebłyskiem geniuszu, ale z całą pewnością największym szczęściem, gdyż Andrzejom na Ubocie nie udało się wyprzedzić żadnej omegi w ostatnim biegu i w końcowej klasyfikacji zajęliśmy 1 miejsce. Drugi Andrzej K. , Andrzej J. i Maja, trzeci Artur z Magdą i Pączkiem. Klasyczne zakończenie z szampanem i pucharami dla pierwszych trzech miejsc...
Może jeszcze trochę statystyk:
- najszybsza omega- Doris
- najwolniejsza - Rebeck
- w każdej załodze jedna dziewczyna (w mojej oczywiście najładniejsza)
- najwięksi pechowcy – Tomek i Szymon
- najdzielniejsza postać - Maja
- najtwardszy jak zwykle Pączek
- najbardziej destrukcyjne regaty od co najmniej 15 lat
Jacek, barlinek@tlen.pl
Wrześniowa wyprawa „Jurandem” szalonej załogi z Barlinka i nie tylko… (04.09.06 – 10.09.06)
„Ania, jeżeli ktoś proponuje Ci rejs i nie ma żadnych przeciwwskazań żebyś wzięła w nim udział, to nie zastanawiaj się tylko…płyń!” Po tych słowach wypowiedzianych pod koniec lipca przez pewnego (jakże mądrego i doświadczonego) kapitana byłam pewna, że sztormiak przyda mi się jeszcze w tym roku. Tym oto sposobem w poniedziałek 4 września 2006 roku o godzinie 5:00 rano (zamiast przygotowywać się do szkoły jak na tegoroczną maturzystkę przystało) znalazłam się na dworcu PKS w Świnoujściu z bagażem i śpiworem. Jeszcze wtedy wiedziałam jedynie, że będę płynęła z ludźmi otwartymi na nowe znajomości, posiadającymi ogromne poczucie humoru, których żeglarstwo zdążyło już doświadczyć. Tak przedstawiono mi odrobinę szaloną załogę z Barlinka i okolic. Dopiero za kilka godzin miałam się dowiedzieć, że wcale nie odrobinę…
Po wielu trudnościach i stresujących sytuacjach dane mi było jednak dotrzeć do Trzebieży na czas. Ponieważ znam to miasteczko już doskonale do przystani jachtowej doszłam bez problemu. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy to mój ulubiony s/y Jurand oraz wychodzący z niego Michał, który uraczył mnie serdecznym powitaniem:„Ania? Ty jeszcze chcesz ze mną płynąć w rejs? Ze mną i Arkiem ?” Był to nasz Bosman związany od trzech lat z „Jurandem”, z którym (podobnie jak z Kapitanem Wołoszynem) miałam już wcześniej przyjemność spędzania dwóch tygodni na pokładzie tego właśnie jachtu. Następnie w biurze żeglarskim przywitałam się z kapitanem (wspomnianym już wcześniej), który od razu kazał mi iść na łódkę się rozpakować, bo podobno część załogi już tam jest. Tak też zrobiłam i na samym początku poznałam Artura – naszego pierwszego oficera, później Andrzeja – trzeciego oficera i Michała B., który pełnił funkcję zastępcy kapitana. Od tej pory wszyscy w czwórkę czekaliśmy na przyjazd szalonej załogi z Barlinka, której (jak się później okazało) tylko ja jeszcze nie znałam. Długo nie musieliśmy czekać- nie minęło pół godziny a na trzebieskiej przystani pojawił się niebieski (lekko zzieleniały) busik z przyczepą pełną domowego żarcia, z którego wysiadło osiem osób. Od tego momentu znałam już skład całej załogi:
Kapitan – Arkadiusz Wołoszyn (mistrz ciętej riposty i czarnego humoru)
Z-ca Kapitana – Michał Bezulski (zapalony wędkarz w wełnianej czapce)
Bosman Juranda – Michał Samociuk (długo by opowiadać…)
1-szy oficer – Artur Kowalczyk (podobno w sztormiaku mu do twarzy)
2-gi oficer – Mariusz Mikołajczyk (główny bałaganiarz klubu „sztorm”)
3-ci oficer – Andrzej Januszewski (Andrew – nadużywacz nikotyny)
Załoga –, Michał Dąbrowski (misiek), Jacek Drążyk, Andrzej Burakowski, Stanisław Skowron, Alternatywy 4: Agnieszka (meśka) i Kamila Skowron, Judyta Mikołajczyk, Ania Wierzbicka.
Na początku oczywiście krótkie zapoznanie oraz wielkie rozpakowywanie, co zakończyło się wykładem kapitana jak bezpiecznie korzystać z jachtu i ani się obejrzeliśmy dotarliśmy do basenu północnego w moim rodzinnym Świnkowie…
We wtorek następnego dnia była piękna pogoda. Wiało 9-10 B na całym Bałtyku prosto w twarz i miało się tak utrzymywać do późnego wieczora… Tak, więc wtorek był dniem beztroskiego odpoczynku i zwiedzania tak pięknego (o ile nie najpiękniejszego w Polsce) miasta. Chłopaki nawet chcieli mnie wysłać do szkoły na lekcje, ale ja się nie dałam i zamiast tego poszliśmy do sklepu wędkarskiego a potem na ryby. Dwa Michały i Kapitan złowili kilka pięknych okoni (więcej było jazgarów), ja nabijałam robaki na haczyk zgodnie z zaleceniem pani w sklepie wędkarskim – grubszą stroną a Artur jeździł na rowerze. Później wszystko, co złowiono, zostało oskrobane, wypatroszone i w końcu nafaszerowane przyprawami. Po kolacji postanowiliśmy sobie urządzić nasz pierwszy „wieczorek w doborowym towarzystwie” na pokładzie jachtu. Oczywiście smażona rybka była gwoździem programu. Troszkę późniejszym wieczorem wybraliśmy się na spacer nad morze, w którym zanurzyły się Meśka i Judyśka oraz Jacek. Nie wiem, jaka to przyjemność kąpać się w tak zimnej wodzie… J dziewczyny czuły się za to wyśmienicie przekonując mnie, że jest im ciepło (Meśka nawet uparła się, że będzie wracać na przystań boso – i słowa dotrzymała). Po naszym powrocie okazało się, że bosman z pierwszym oficerem ruszyli w nasze ślady, ale niestety pogubili się gdzieś po drodze w Parku Zdrojowym. W końcu było już bardzo ciemno.
O 6:00 następnego ranka wyruszyliśmy (w końcu) na pełne morze…
Środa, jesteśmy w drodze do Sassnitz, wydawałoby się, że w końcu pożeglujemy, poczujemy wiatr we włosach i w ogóle… A my, co robimy? Łowimy ryby. Bezlitosna Flauta, woda – lustro, mgła. Taak… może to nie są idealne warunki na żeglowanie, ale na wędkarstwo – owszem. Kolejny dzień nasi chłopcy polują na te nieme stworzenia i to z większym zapałem niż poprzednio, ale tym razem – bez żadnej, nawet najmniejszej rybki, nawet glona czy kalosza. Nie był to jednak dzień stracony. Razem z Kamilą złowiłyśmy meduzę – a to wszystko po to żeby udowodnić mi, że ona wcale nie jest zdechła, bo się porusza. Po wielu analizach byłam skłonna przyznać Kamili rację, więc wrzuciłyśmy Zosię,(bo tak nazwałam naszą pokładową meduzkę) z powrotem do wody. Tylko pierwszy oficer miał do nas żal, bo był tak pochłonięty wędkowaniem, że nie zdążył się z nią pożegnać…
Wieczorem się porządnie rozdmuchało i ostatnie mile dzielące nas od Sassnitz pokonaliśmy już na silniku. Około godziny 24:00 byliśmy już na Rugii.
Czwartek – jesteśmy w Sassnitz. Wstaliśmy rano tylko po to, aby się wykąpać, odświeżyć itd. (no i niektórzy poszli zjeść wędzoną rybę), ponieważ musieliśmy ruszać dalej w morze a naszym celem był Bornholm. Jeśli chodzi o samo Sassnitz to wszyscy mają różne wspomnienia z łazienką, żetonami, prysznicem oraz chyba każdy miał okazję zdziwić się uprzejmością pewnych mieszkanek tego portu…Tyle, jeśli chodzi o to miejsce- no oprócz tego są tu piękne klify, które podziwialiśmy z jachtu. Po 11:00 wystartowaliśmy. Wiało zgodnie z naszymi oczekiwaniami (przez całą drogę baksztagiem) mimo to przez pierwsze cztery godziny pokonanych mil lał rzęsisty deszcz ( jak ja wtedy marzyłam o ocieplanych kaloszach…), więc trochę mnie zmoczyło za sterem. W czasie, kiedy cała załoga siedziała pod pokładem był czas na poważne rozmowy z moim oficerem. Wtedy padły bardzo mądre słowa otuchy wypowiedziane do mnie przez Artura: „Nie martw się, przecież każdy płynie zygzakiem, jedni mniejszym, drudzy większym. Ale staraj się płynąć mniejszym, dobrze?” Podobno później szło mi coraz lepiej J Po godzinie 20:00 zawiało mocniej, Kamila przejęła ster i szliśmy jak torpeda prosto na Bornholm wyłaniający się zza horyzontu. W nocy byliśmy już w Nexo gdzie zabawiliśmy tylko kilka godzin. O 7:00 już nas tam nie było…
Piątek zapowiadał się ciekawie, bo rozpoczęliśmy go będąc na rozszalałym morzu u wybrzeży Bornholmu. Planowaliśmy zaatakować Svaneke, czyli trzeci port na prawo od Nexo. Wiało wtedy ok. 7B, płynęło się piekielnie ciężko, musieliśmy cały czas się halsować. Fale były duże i z godziny na godzinę stawały się coraz większe. Ale załoga Juranda jak zwykle nie zawiodła. Dotarliśmy do celu, gdzie po obiadku rozpoczęliśmy zwiedzanie tego pięknego portu (nie odbyło się oczywiście bez łowienia ryb z marnym skutkiem). Po odświeżającym prysznicu poszłyśmy dziewczynami na miasto (do sklepu) i na lody, chłopaki poszli prawdopodobnie na piwo, za to nasz bosman miał najlepszy pomysł - wybrał się na wycieczkę turystyczno-krajoznawczą pt. Wyczynowym Rowerkiem przez Bornholm J. Oczywiście nie obyło się bez „wieczorku w doborowym towarzystwie” na pokładzie naszego podziwianego przez wszystkich jachtu. Tak oto zleciał kolejny dzień…
W sobotę wyruszyliśmy tuż po śniadaniu. Wiatr troszeczkę ustał, zmienił kierunek i na Świnoujście płynęło nam się jak po maśle. Ale zanim, zaczęliśmy tam płynąć nie mogło obyć się bez łowienia ryb z widokiem na Bornholm. Muszę przyznać, że tym razem załoga spisała się na medal – nawet dziewczyny złowiły kilka ładnych sztuk dorsza ( Judyśka dopadła dorsza – wypasa, ale skubaniec niestety łyknął przynętę i wyrwał spory kawał żyłki, taki był wielki, że nawet kapitan go nie utrzymał) Mieliśmy dwa wiadra świeżutkiej rybki na kolację, którą Michał filetował i dobijał jak się za bardzo ruszała… Po drodze spotkaliśmy statek – widmo z greenpeace’u, s/y Kapitan Głowacki, który wybrał się na ryby w inne miejsce niż my i szlag go trafiał, bo załoga nic nie złowiła, oraz tajemniczy niebieski statek na widok, którego dostaliśmy polecenie od bosmana „Wędki i ryba do forpiku!”. Był to na szczęście fałszywy alarm, bo statek się nami nawet nie zainteresował…
Jak już mówiłam wcześniej, w drodze powrotnej płynęło nam się wyśmienicie, przez cały dzień wiało 5B od tyłu ,a w pewnym momencie nawet 6B co oficer pozwolił mi zanotować w dzienniku jachtowym. Przez dobre cztery godziny odbyło się śpiewanie szant (bez gitary) w wykonaniu: Kamila, Judyska, Arek i ja. Meśka w tym czasie szalała za sterem i robiła „duży przechył” na nasze życzenie. Generalnie przez całą sobotę była sielanka: słoneczko grzało, jachcik w przechyle, zero deszczu, itd. Jedynymi osobami, które ucierpiały to Michał B. i Andrew -bo zmoczyli sobie nogawki i skarpety, Judyśka i Kamila -bo miały kambuz i musiały wykonywać dziwne pozy żeby reszta załogi miała co jeść no i Andrzej- bo była fala…
W Świnkowie byliśmy między 2:00 a 3:00 w Niedzielę. Od razu po zacumowaniu chłopcy wzięli się za smażenie złowionych przez nas ryb a Andrew pojechał na wyczynowym rowerku bosmana po zaopatrzenie. Po konsumpcji wszyscy udali się spać, bo o godzinie 8:00 byliśmy już w drodze do Trzebieży. Na pozytywne zakończenie rejsu cały zalew przepłynęliśmy na silniku. W Trzebieży pozostało już tylko porządne sprzątanie pokładu i wnętrza jachtu oraz część zdecydowanie przyjemniejsza – pamiątkowe zdjęcie calutkiej załogi na tle „Juranda”.
Wypadałoby napisać porządne podsumowanie rejsu, więc jeśli chodzi o mnie jestem bardzo zadowolona, była to dla mnie niezwykła przygoda na morzu w towarzystwie naprawdę wspaniałej, opływanej załogi (żeby później nie było, że za bardzo słodzę, ale nie da się tego inaczej ująć). Bardzo wiele się nauczyłam, co będę mogła wykorzystać w moich dalszych morskich wyprawach. Oby więcej takich rejsów, oby więcej takich ludzi. Dzięki!
P.S. „Bo prawdziwego żeglarza buja tylko na lądzie” J
Ania Wierzbicka ze Świnoujścia
Dnia 16.09.2006 zostałem Mistrzem Klubu Żeglarskiego SZTORM w klasie Optymist.
Cieszę się bardzo, gdyż było to spełnieniem moich marzeń i nagrodzeniem pracy i wysiłku, jaki wkładam w każdy trening.Regaty odbyły się w trudnych warunkach,wiał bardzo silny wiatr, więc tym bardziej jestem z siebie dumny, że sobie poradziłem. Żeglarstwo stało się moją pasją, mam specjalną półkę, na której ustawiam puchary, ten jest moim drugim, pierwszy dostałem za zajęcie II miejsca w Regatach Żeglarskich klasy Optymist o Puchar Burmistrza,które odbyły się na Dni Barlinka 24.06.2006.Chciałbym,żeby szybko brakło na niej miejsca.
Na przystani bardzo mi się podoba, spędziłem tam część wakacji. Mam plany, żeby wyrobić patent oraz zostać członkiem klubu. Myślę, że w przyszłości będę wspaniałym żeglarzem.
4 Wyspy Karola - relacja z klasy Optymist
...Przygotowania do regat bardzo mi się podobały, ponieważ wszyscy byli zabiegani i nie mieli nawet chwili, aby pogadać.
My optymiściarze, zajmowaliśmy się przez dłuższy czas swoim sprzętem, który do najnowszych nie ma porównania. Gdy dowiedzieliśmy się od pana Mariusza, że będziemy rywalizować z mistrzami Polski to straciliśmy wiarę w siebie. Choć wiem, że zwycięstwo nie zależy od sprzętu tylko od taktyki. Gdy już wszystko było przygotowane ruszyliśmy na wodę. Było to 07.10.2006 r. w sobotę. Warunki pogodowe były dość dobre, trochę wiało, jednak pod koniec ostatniego biegu zaczął padać deszcz. Po zakończeniu regat wróciliśmy na przystań i zaczęliśmy składać sprzęt. Na koniec było wręczenie pucharów i ogłoszono zamknięcie sezonu.
Po regatach zacząłem myśleć o lepszej teorii, którą zrealizujemy w przyszłym sezonie.
Karol
23-34.06.2007 BARLINEK
Piątek wieczór. Ul. Sportowa na pozór mała spokojna przystań żeglarska, ale są takie dni w roku kiedy nasza mała spokojna przystań Barlinecka zapełnia się żeglarzami z całej Polski. Dopinamy jeszcze wszystko na ostatni guzik a załogi już się zaczynają zjeżdżać. I znowu widać te same uśmiechnięte twarze, które przyjechały powalczyć. Pogoda dopisuje, wieje wiatr i świeci słońce. Do późnych godzin nocnych przyjeżdżają załogi.
Sobota rano. Ledwo słońce wzeszło na niebo już na przystani trwają przygotowania sprzętu do regat. Jeszcze kilka formalności rejestracja załóg i można zaczynać. Zgłosiło się 15 załóg w klasie sport i 4 w klasie standard. Godzina 10:45 uroczyste otwarcie podniesienie bandery i już o godzinie 11:45 sygnał do pierwszego wyścigu.
Sędziowała pani Izabela Świąc . Trasa dla sportów to 3xśledź, dla standardów 2xśledź. Nie można było narzekać na wiatr wiało 3-4 beuforta. W pierwszym wyścigu wygrał JĘDREK na swojej nowej żaglówce, która ochrzczono przed regatami SZAMPANEM. W drugim biegu wywrotkę zaliczyła żaglówka bez nazwy. 3 bieg przerwano z powodu ulewy i burzy. Po ulewie i burzy wznowiono regaty i tym razem wywrotkę zaliczyła załoga MUFINKI. Poza tym obeszło się bez protestów i spięć. Później czas na grila i wieczorne pogawędki.
2 dzień Regat. NIEDZIELA. Godzina 10:00 wyjście na wodę ustawienie trasy i można zaczynać. Pogoda dziś też nie odpuściła i znowu lało. Dziś obeszło się bez wywrotek rozegrano trzy wyścigi. O godzinie 14:30 oficjalne zakończenie regat i tak na podium stanęli:
SPORT:
1. Paweł Tarnowski, Damian Woroch, Marek Chruściel (BN),
2. Robert Kresło, Wanda Mardusewicz, Oskar Śleziona (POL 50),
3. Andrzej Szynkiewicz, Andrzej Kowalik, Szymon Kowalik (POL 101)
STANDARD:
1. Adam Perczyński, Marek Perczyński, Jarosław Wilk (POL 94),
2. Rączka Wiesław, Jarosław Senetra, Wojciech Pławiak (POL 92),
3. Tadeusz Krauze, Sebastian Krauze, Marcin Antoniak (POL 1706)
Podsumowując regaty się udały, pogoda dopisała. Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy, i regaty dobiegły końca.
Do zobaczenia za rok ( MAM NADZIEJĘ)
AHOJ
KAMILA SKOWRON
40 lecie KLUBU ŻEGLARSKIEGO „SZTORM” BARLINEK
21 lipiec 2007 Przystań żeglarska w Barlinku. Obchody 40lecia planowane były już od dawna. Komitet, zarząd spotkania prawie że co tydzień. Zaproszenia, dyplomy, koncert… i inne cuda nie widy.
Godzina 1100 Rozpoczęcie regat klasy OPTYMIST, czyli naszego najmłodszego pokolenia. Najmłodsi pływają a Pan Heniu z Panem Jurkiem wozą ludzi po jeziorze do godziny 1500.
W między czasie różne inne przygotowania, pomału zaczynają się schodzić zaproszeni goście.
1445 zakończenie regat OPTYMIŚCIARZY. Łącznie rozegrano 5 wyścigów. Pogoda dopisywała, fakt że nie wiało za mocno, ale przynajmniej nie padało. I tak w klasie Optymist
I miejsce SIUDEK RAFAŁ
II miejsce KOWALIK BEATA
III miejsce PŁOCIŃSKI KAROL
IV miejsce PAWEŁ NIRUCHAJ
V miejsce DAMIAN STASIŃSKI
VI miejsce GŁOWACKI BARTEK
Nagrody, dyplomy rozdano zdjęcia zrobione możemy przejść dalej. Chwila przerwy i.. Godzina 1500 uroczysty apel z okazji obchodów 40lecia, wręczenie odznaczeń, dyplomów, podziękowania i gratulacje jeszcze toast wzniesiony szampanem „rodzinne” zdjęcie i dalej…
1600 gry i zabawy na wodzie:
PRZECIĄGANIE NA DESCE
Cóż tu można powiedzieć chyba tylko tyle, że wygrała Jola Rosół, która szła jak burza i rzucała przeciwników na kolana DOSŁOWNIE.
DĘTKI
Startowały 4 pary Maja Mikołajczyk z Alicją Bartkiewicz przeciwko Kamili Skowron i Judycie Mikołajczyk-wygrała Kamila i Judyta. Druga tura to Piotr Sutkowski i Sebastian Sandmann przeciw Joli Rosół z Maćkiem Ślepowrońskim. Wygrała Jola i Maciek.FINAŁ: dwie zacięte pary każda przekonana że wygra. Nasze opanowanie i wywrotka Joli i Maćka spowodowały, że wygrałyśmy
PRZECIĄGANIE NA DZ
I bój stoczyli Pączek z Tomkiem przeciw Sebastianowi i Uli. Wygrał Pączek z Tomkiem. II bój to Magda BW z Meśką i Kamila z Judytą. Wygrały… Kamila z Judytą (znowu my) III bój ojoj i tu to się działo Od razu wielkie współczucia dla sędziego kolegi Jacka. Stasiek Skowron z Markiem i Mariusz Mikołajczyk z Maćkiem. Walka była zacięta, a DOPING
G Ł O Ś N Y.
Na początku było słychać TATO a potem to już jeden wielki krzyk. Wygrał Stasiek z Markiem.
IV bój Bartek i Robert przeciw Karolowi i Wojtkowi. Wygrał Robert z Bartkiem. W finale walczyli Stasiek z Markiem przeciwko Tomkowi i Pączkowi. Kto wygrał ?? walka była zacięta szli łeb w łeb, wygrał Stasiek z Markiem.
RZUTKA
Po dwa rzuty na trzy trafili : STASIEK SKOWRON, JUREK ZATOWKA, TOMEK GWIT choć nagroda należała się również panu Leszkowi, który rzucał jedną ręka(z przymusu). Koniec gier i zabaw na wodzie czas na koncert szantowy zespołu BUKANIERZY. Kiedy już i czas było zakończyć szanty czas nadszedł na pokaz slajdów-prezentacja fajna choć dość krótka. Mieliśmy jeszcze tę przyjemność obejrzeć świeże zdjęcia autorstwa Daniela Brąszkiewicza śmiechu co niemiara.
Czas na najmniej oficjalną część czyli POGADUSZKI PRZY OGNISKU. I tu już każdy sobie … rozmowy toczyły Się do późnych godzin nocnych…
Niestety wszystko musi się kiedyś skończyć. Wszyscy rozeszli się do domów. I tak 40 LAT MINĘŁO…
Wnioski??
BAWMY SIĘ CZĘŚCIEJ
Kamila Skowron
24.09.2007
Wczesnym rankiem zbieramy się wszyscy u mnie na podwórku. Pakujemy jedzenie, bagaże i wyruszamy do Trzebieży skąd mamy wypłynąć Jurandem. Kiedy docieramy na miejsce okazuje się, że reszta załogi już tam jest. Dowiadujemy się również, że płynie z nami bosman Jurek. Kiedy już zapakowaliśmy cały prowiant swoje bagaże a kapitan przeszkolił załogę możemy wyruszać w morze.
Około godziny 19 docieramy do Świnoujścia gdzie stoimy do 6 (25.09.2007). Odprawa i kierunek Bornholm. Wieje 1-2 w skali Beauforta. O godzinie 4 (6.09.2007) dopływamy do Roenne. Po śniadaniu i dłuższym odpoczynku stwierdzamy iż płyniemy na ryby (trzeba coś zrobić na kolację). Wypływamy na ryby i stwierdzamy, że wracamy spowrotem do Roenne. Jak się później okazało decyzja trafna ponieważ wiatr zdechł. Ryby nałapane-Wojtek ze Sławkiem smażyli je na kei (mniam).
27.09.2007
Około godziny 16 dopływamy do Simirishamn portu w Szwecji. Po drodze wieje... zaczyna się rozwiewać coraz bardziej decyzja-zostajemy wieje 8 w skali Beauforta, w tym porcie zostajemy też cały następny dzień (28.09.2007) fale mają już ponad dwa i pół metra i wychodzą ponad główki portu. Pada deszcz, wieje strasznie silny wiatr. Niestety dziś nie wyjdziemy z portu mamy wiatr dociskający… stoimy…nawet za bardzo zwiedzać się nie da. Ponieważ już tak mocno wieje. Rano okazuje się, że na chwilkę wiatr ustał, więc korzystamy z okazji i wychodzimy. Udało się… wyszliśmy, już jesteśmy za główkami. Stawiamy żagle i płyniemy…hura? No nie bardzo. Niestety zaczęło odkręcać wcześniej niż się tego spodziewaliśmy i zaczynamy się halsować (Jurand nie jest łódką do halsowania) nie ruszaliśmy się praktycznie z miejsca. Krążyliśmy między Bornholmem a Arkoną… co ktoś wyszedł myślał, że już jesteśmy prawie w domu za rufą ciągle było widać Bornholm.
Jest niedziela a my z tyłu nadal widzimy Bornholm. Już wiemy, że dziś na pewno nie dotrzemy do domu. Kapitan postanawia, że płyniemy do najbliższego polskiego brzegu-padło na Kołobrzeg… kiedy już widzimy polski brzeg każdy pyta czy to oby na pewno nie Bornholm. hehe. Nie, nie To już widać Kołobrzeg.
Jest 4 rano 01.10.2007 poniedziałek. W Trzebieży powinniśmy być wczoraj, a my weszliśmy do Kołobrzegu, ale cóż nie było innego wyjścia. Tu wysiadamy, bo gdybyśmy mieli płynąć do Trzebieży bylibyśmy na miejscu w środę. Bosman zostaje i czeka na ludzi, z którymi ma płynąć w ostatni rejs w tym roku.
Wnioski? Rejs pełen niespodzianek. Załoga szybko się zgrała. Najlepszy kucharz-Wiesiek. „Człowiek korba” jest super (dorsze uważajcie). Wspólne posiłki już końcowe sprawiły, że załoga poczuła się załogą. Całkiem inna atmosfera jest gdy wszyscy jedzą razem gdy kapitan powie smacznego… taka nasza mała tradycja.
Mimo różnych charakterów, różnego wieku, upodobań tylko jedno sprawiło, że byliśmy tam wszyscy. PASJA DO ŻEGLARSTWA. Ktoś powiedział „JAK TO JEST, ŻE CZŁOWIEK SIĘ TAK MĘCZY ZA WŁASNE PIENIĄDZE??” wracając do domu powiedział „ warto było i kto wie czy za rok… „ więc…… ja uważam, że naprawdę było warto.
Tak więc …… do za rok?
Ahoj
Kamila Skowron
Jesień. Liście na drzewach nie są już zielone mają kolor żółty, brązowy.
Ostatnie regaty w klubie żeglarskim „SZTORM” BARLINEK. Kiedyś były to regaty klubowe, dziś zjeżdżają się załogi z całej Polski. Taki Sylwek z Włodawy jedyne 740km do Barlinka a w tym roku już u nas 5 raz jest Uśmiech czy Dozamet…. Załogi, które przyjeżdżają do nas od lat. To miłe, że takie małe miasteczko cieszy się aż takim powodzeniem i na regaty zjeżdża czołówka z Polski Uśmiech
Godzina 9.00 na przystani są już DOZAMET, ULALALA, JĘDREK, KLEMENCZAK, SKARBEK i nasze klubowe załogi. Wszyscy szykują się do regat :) . ubiegłoroczny mistrz już oddał puchar Uśmiech. Kiedy już wszystkie żaglówki stoją ubrane czas rozpocząć oficjalnie regaty. Sędzia główny czyli JERZY SANDMANN otworzył regaty, tuż po regatach Odrozka-brak wiatru. Około godziny na jeziorze widać lekkie podmuchy wiatru- decyzja sędziego-NA WODĘ Uśmiech wypływamy
Trasa jak zwykle skomplikowana i wszyscy stoją w kolejce do ksera. Ile wyścigów tyle tras :P rzez co nasza załoga nie popłynęła w tę stronę w którą trzeba i Sylwek musiał się nakombinować żebyśmy wysunęli się na przód. Kombinacje między wyspami, krótko mówiąc pływaliśmy z mapkami w rękach Uśmiech opłacało się tuż przed ostatnią wyspą udaje na się wziąć DOZAMETA, który poszedł dalej od wyspy i wysunęliśmy się na prowadzenie. Wpływamy na metę jako pierwsi śpiewając refren piosenki Alei-ULALALA(wiadomo dlaczego)Uśmiech . drugi na metę wpływa DOZAMET trzeci JĘDREK Uśmiech dobijamy do pomostu i czekamy na resztę. Bieg trwał 1,5h :/
Czas na drugi bieg. Tu już nie mylimy się na starcie, ale i tak zostajemy trochę w tyle(nie na długo). Mijamy boję i jedziemy prosto Sylwek znów kombinuje jakby tu szybciej do przodu płynąć. Dozamet i Jędrek trochę nam odjechali, ale to nic nie dajemy się. Przy ostatniej wyspie Jędrek złapał wiatr i jechał już na nim do końca. Tym razem DOZAMET wpływa na metę pierwszy Jędrek drugi ULALALA trzecia Uśmiech .
Na tym biegu sędzia zakończył regaty ten bieg trwał prawie dwie godziny. A wiatr zdechł Uśmiech szkoda bo ta trzecia trasa była naprawdę zakręcona Uśmiech . no więc zwijamy sprzęt, potem czas na grochówę, ciasto i czas na dekorację Uśmiech
I TAK:
1MIEJSCE
Grzegorz Bitner, Wojciech Falbagowski, Piotr Gaziński - Dozamet (POL 71) - 3 pkt.
2 MIEJSCE
Sylwester Kazub, Kamila Skowron, Jarosław Maliszewski - ULALALA
(POL 127) - 4 pkt.
3MIEJSCE
Andrzej Szynkiewicz, Andrzej Krzyżanowski, Piotr Sutkowski - Jędrek
(POL 101) - 5 pkt.
4 MIEJSCE
Zbigniew Klemenczak, Sławomir Klemenczak, Sebastian Klemenczak - Klemenczak
(POL 95) - 8 pkt.
5 MIEJSCE
Rafał Zakrzewski, Adam Zakrzewski, Filip Najewski - Skarbek
(POL 68) - 10 pkt
6 MIEJSCE
Ex aequo:
* Andrzej Januszewski, Mariusz Szymanek, Anna Makowska - Doris (POL 3) - 14 pkt.
* Stanisław Skowron, Ślifirski Dariusz, Karol Płociński - Savanta (SC 154) - 14 pkt.
* Tomasz Gwit, Leszek Gwit, Agnieszka Gwit - Jaskółka (GW 354) - 14 pkt.
7 MIEJESCE
Marek Nikoliszyn, Głowacki Bartosz, Wiesław Oźmina - Fantazja - 18 pkt.
8 MIEJSCE
Sławomir Kukier, Rafał Siudek, Wojciech Dankowski - Orka - 20 pkt.
Zabawa była do końca wieczorkiem ognisko, kiełbasa, piwo i co kto tam jeszcze chciał Uśmiech milo było znowu gościć ludzi z zewnątrz. Milo wiedzieć, że jeszcze chętnie przyjeżdżają do nas ludzie z zewnątrz. Inni żeglarze. Szkoda tylko, że sezon żeglarski nie trwa cały rok. Tak więc do następnych regat i …. Do zobaczenia na wodzie Uśmiech
Kamila Skowron