Lazurowe wybrzeże. Bandol - Francja
11.11.2015 Środa.
Tak jak w zeszłym roku o tej porze zapakowałam się w pociąg, ale tym razem
do Krakowa. Godz. 07:49 wsiadam w pociąg na dworcu głównym w Szczecinie.
Długa droga... ale szybko mija. 16:55 dojeżdżam do Krakowa. Biorę bagaże i
biegiem lecę na PKS... z torbą, która waży dobrze ze 30kg. Śpiwór plecak no
i standardowo bagaż obowiązkowy: Aparat. 17:30 odjeżdżam z Dworca PKS
Kraków do Gorlic. O 20:20 dojeżdżam na miejsce skąd odbiera mnie Łucja-to u
niej dziś nocuje.
12.11.2015
Czwartek
Godz: 07:00 wstajemy z Łucją. Jemy Śniadanie i ruszamy do Kapitana.
12:10 wyjeżdżamy od Kapitana.
12:51 mijamy granicę Słowacką.
15:02 Granica Węgierska.
18:45 przejeżdżamy przez Dunaj.
Następnie przejeżdżamy przez Słowenię i Włochy. Całą drogę towarzyszy nam
gęsta mgła.
13.11.2015
Piątek
We Włoszech jeszcze miejscami mgła, ale wita nas też piękne słońce. Widoki
cudne. Na około 200km przed finiszem nasz bus złapał gumę. Wymiana opony w
zasadzie długo nie trwała, tylko trzeba było wypakować bagaże. No I
okazało się, że niektórzy mężczyźni całkiem nieźle wyglądają w spódnicach (
i nie była to szkocka krata, tylko dżins). Koło godziny 15:00 docieramy na
miejsce. Rozpakowujemy rzeczy. Robimy kolację. Siedzimy, spiewamy,
rozmawiamy. . .
14.11.2015
Sobota
Wstaje rano idę na spacer obejrzeć główki portu. Wracam- część załogi już
wstaje. Czas na prysznic.
Koło godz 14:50 wychodzimy w morze. Kierunek Baleary. Wieje 6 w Skali
Beauforta. Fala 3m. Miejscami woda przelewa się przez burtę. Idziemy na
obu żaglach. Przed 23 Zwijamy grota, bo za dużo wody nam się wlewa i za
bardzo nas przechyla. Choroba morska niektórym daje się już we znaki.
Zaczynam wachtę od 00:00-04:00 trochę chłodno, aczkolwiek pod koniec wachty
robi się jakoś cieplej. Kończę wachtę i idę spać, co też nie jest łatwym
zadaniem przy takim przechyle. Kajutę dzielę z Katarzyną. Przypada mi górna
koja i aby z niej nie wypaść moje nogi są na poziomie głowy. Przykrywam się
śpiworem i próbuje zasnąć. W końcu oddalam się w krainę snów.
15.11.2015
Niedziela
Dziś przypada mi kambuz. W takich warunkach jakie obecnie mamy może się
okazać, że się nie napracujemy. Koło godziny 11 robię kisiel,gorące kubki
i budyń z brzoskwiniami. No i póki co to byłoby na tyle. Idę posiedzieć na
dek. Pogoda cudna. Słońce. Zachmurzenie nieba - brak. Opad -brak.
Widzialność-8(znaczy dobra).
Właśnie zza pleców odzywa się Bodzio abym napisała coś miłego na jego
temat. Proszę bardzo. Bodzio człowiek opanowany, spokojny, miłośnik pieśni
Andrusa, doskonale zna je na pamięć, raczył nas nimi ubiegłego roku na
rejsie w Turcji. Nie ważne jaka pora dnia czy nocy i jaki stan człowieka
Bodzio bez najmniejszego zająknięcia z zamkniętymi oczami recytuje wyżej
wymienione pieśni. Mam wrażenie, że jakby go obudził w środku nocy też by
śpiewał :) Czasami tylko za długo się przebiera (śmiech). Poza tym bardzo
sympatyczny człowiek.
Wracając do planów płynięcia. Baleary odchodzą w dalsze marzenia. Mamy za
daleko. I płyniemy w stronę Sardynii. W nocy Obraliśmy kurs aby płynąć tak,
żeby wiatr wiał nam od rufy, bo przy połwiatrach za bardzo nam się woda
wlewała.
W związku z tym, że mam Kambuz a warunki są raczej średnie, wiec mamy czas
dla siebie. Można w końcu pospać. Wydłużony czas spania u osób aktywnych
wzmaga troskę u innych i przychodzi Mamut z zapytaniem czy aby na pewno
wszystko w porządku. Oczywiście Jak najlepszym, po prostu był moment żeby
odespać trochę (czasami ludziom się zdarza na urlopach). Aczkolwiek aby nie
przysparzać innym więcej trosk wstaje przed 04:00 na wachtę z
Lusią,Mamutem i Krzysiem. Noc ciepła i gwiaździsta 18 stopni na termometrze.
16.11.2015
Poniedziałek
Śniadanie przed 08:00. Ponieważ prędkość znacznie spadła i płyniemy około
2,5wezła. Odpalamy Katarynę przed 08:00 i jedziemy na silniku około 5
węzłów. I tu oczom naszym ukazują się Delfiny. najpierw na lewej burcie a
potem wirują przed samym dziobem. Jest ich około 6. Niestety szybko
odpływają. O godz 13:00 puszczamy wieniec żegnający Ojca Prałata
(40`85'680"N 008`42'494"E), części znającym osobiście a części z Prałatówki
(trunek Gorlicki), właśnie dziś o 13:00 odbywa się pogrzeb.
Przed godziną 14 cumujemy na Sardynii -w Porto Torres. Tu od razu chłopcy
idą po świeże kalmary, które wspólnie z Łucją obieramy. Ja, Łucja i 6kg
kalmarów... I trzech Włochów na kei łowiących ryby, którzy coś tam
dyskutowali na nasz temat. Następnie obiad, a potem Łucja z Kasią biorą się
za kalmary, które mają być na kolację (dla tych co lubią ) a Ja biorę się
za ciastka tureckie. :)Po wystawnej kolacji i deserze czas na toasty,
morskie opowieści, granie ma gitarze i inne. Kładę się spać kolo godziny 02:00
17.11.2015
Wtorek
Pobudka 07:20 Jemy śniadanie i idziemy w miasto jeszcze zobaczyć Porto
Torres. Kilka ruin w mieście małe uliczki, na których dość tłoczno. Godz
11:00 odbijamy od nabrzeża. Naszym celem jest dziś Korsyka. Wiatru brak,
wiec płyniemy na silniku. Leżymy na pokładzie i się wygrzewamy. Temperatura
powietrza 27stopni. Okolo godziny 18:20 wpływamy na Korsykę-Bonifacio.
Widok wejścia do portu zapiera dech w piersi mimo tego, że jest już całkiem
ciemno. Wysokie skały-klify na wprost nas... nie widać nic. Mrok, czerwone
światełko (taki nasz drogowskaz) i skały na które płyniemy. W końcu ukazuje
się naszym oczom następne światło czerwone, następnie widać w końcu
zielone(ufff), po obu stronach wejścia skały. Gdy wpływamy już głębiej
widać już oświetlone ruiny zamku, jedna część na niebiesko druga na
czerwono... widok nieziemski. W porcie nawet sporo wolnego miejsca.
Obieramy sobie dogodne dla nas miejsce i cumujemy. Zacumowani szykujemy
kolację. Na kolację spaghetti. standardowy zestaw- siedzimy rozmawiamy itd.
.. spać idę po godzinie 2 , a coniektórzy po 4.
18.11.2015
Środa.
Wstaje koło 8. Szybkie śniadanie i wyruszamy aby obejrzeć ruiny zamku i
miasteczko. Po 9 wyruszamy pozwiedzać. Ja, Darek, Krzysiek, Zibi i Marek.
Droga pod górę. Wdrapujemy sie na górę, w połowie drogi na zamek widać
morze. Idziemy zobaczyć wybrzeże. Wąskie kamieniste dróżki i mnóstwo
zieleni wkoło. Czasami gdzieś przedziera się widok na zatokę w której
stoimy, a z drgiej strony widok na morze. Ogromne skały, których
ukształtowanie budzi podziw. Ruiny zamku (jak się okazuje później
miasteczko) również położone na skale, która wysunięta jest ponad poziom
morza. Skały piaskowe. Koloru żółtego. Widoki z góry piękne. Po godz. 11
wracamy z Darkiem na jacht . Zachodzę jeszcze kupić pocztówki i też wracam.
Czekamy na resztę i idziemy na kawę. Po kawie zbieramy się żeby odpłynąć w
związku z tym iż prognozy nie zapowiadają się ciągle najlepiej. Po 12
odpływamy od nabrzeża. Kierunek bandol. Płyniemy wzdłuż Korsyki, aby jak
najdłużej być osłoniętym. W końcu obieramy kurs 300 na Bandol.
19.11.2015
Czwartek
Znowu mam wachtę 00:00-04:00
,)niebo pochmurne, ale noc ciepła 17,5stopnia. Mijamy tylko jeden prom,
który jest gdzieś daleko. Wiatr North około trójki. 4 godziny szybko mijają
zwłaszcza, że ciągle jedziemy na autopilocie, bo wiatr od dziobu. Kończę
wachtę i idę spać od 10 mam Kambuz. Na obiad dziś gulasz z kaszą i surówka.
Próbujemy jeszcze podejść do jakiejś mariny, zacumować na noc, ale okazuje
się, że albo teren wojskowy i nie można wpływać, albo pozamykane porty,
ponieważ to park narodowy ... 17:10 zachodzi słońce. Siedzę na deku. Góry
dookoła. Woda ma kolor lazuru, niebo niebiesko- pomarańczowe, słońce
schodzi coraz niżej aż tonie w morzu. To jeden z takich momentów, gdy
człowiek siada, patrzy w dal i zastanawia się na co mu to wszystko co ma:
mieszkanie, praca (nie zawsze wymarzona), samochód, pieniądze (tych akurat
zawsze brakuje), na co mu codzienność, w której żyje, wstaje rano idzie do
pracy, na zakupy.. gdy siedzisz na łajbie- Dookoła nie ma nic. I nagle
zdajesz sobie sprawę, że właśnie tu masz wszystko czego szukałeś w życiu,
że to jest właśnie to co kochasz, co daje Ci siłę. Patrzysz i widzisz
wszystko to co chciałbyś mieć na codzień, a przecież dookoła Ciebie nie ma
nic...
A jednak czujesz ten spokój, tą radość. To co czuć chcesz codziennie. Czy
zamieniłabym to na coś innego? Nigdy w życiu! Pływając człowiek poznaje
siebie, swoje możliwości, poznaje nowych ludzi. Życie przez okres dłuższy
niż tydzień na małej skorupie mierzącej 15,38m z ilością osób 11 innych niż
Ty pokazuje wiele. Odkrywa nasze wnętrza i charaktery. Morze? Morze uczy
pokory, budzi respekt. I mimo, że czasem trafisz na sztorm, że złapie Cię
choroba morska, i powtarzasz sobie, że. "... JUŻ NIE WRÓCĘ NA MORZE, NIGDY
WIĘCEJ O NIE..." To i tak wiesz, że wrócisz tam jeszcze nie raz. 17:20
dookoła nie zmieniło się wiele, a ja zachwycam się widokami, które mam
dookoła... Koło godziny 18:30 cumujemy w porcie Porquerolles. Wiatr
dochodził do 20 węzłów. Temperatura 23 stopni.
20.11.2015
Piątek
10:20. Wychodzimy z portu kierunek Bandol. Mamy jakieś 25mil do celu. Wiatr
dochodzi do 60 węzłów. Daje nam popalić. Wysoka fala, która czasami mocno
uderza nam o dziób. Silne porywy wiatru dodatkowo skały w pobliżu.
Kilkakrotnie dostaje falą w twarz. Kryształki soli dokładnie widać na mojej
twarzy i rękach. Wachta od 12:00-14:00 po dwóch godzinach za sterem czuje
zmęczenie jak w normalnych warunkach po 6. Kolejne wachty wcale nie mają
łatwiej. Na chwilę się uspokoiło i poczulismy ulgę, niestety nie na długo.
Koło 17 okazuje się, że silnik gaśnie. Udaje się go ponownie zapalić.
Niestety gaśnie nam jeszcze kilkakrotnie. Wiatr dochodzący do 60 węzłów
plus wysoka fala. Zmieniamy kurs i rozwijamy foka, aby oszczędzić trochę
silnik. Na 1/4 foka płyniemy z prędkością 4,5knts. Koło godziny 19:30
Podpływamy do nabrzeża Cpn. Tankujemy i pół godziny później stoimy już
zacumowani przy nabrzeżu. Zmęczeni po ciężkim dniu siedzimy w zasadzie w
ciszy. Pijemy z Neptunem za ocalenie. Jemy kolację i padamy do swoich koji.
21.11.2015.
Sobota
Wstajemy po 7. Jemy ostatnie śniadanie na łajbie, pakujemy się,
przepakowujemy bagaże do samochodów i 10:45 oddajemy łajbę. Ruszamy w drogę
powrotną. Najpierw plan jest taki żeby jechać do La Lavondou a później. ..
no właśnie a później to tylko kapitan wie :) 14:30 przejeżdżamy przez St.
Tropez wiatr tu zdecydowanie mocniejszy niż u nas wczoraj. Zatrzymujemy się
na krótki postój, suveniry, toaletę i dalej w drogę.
Godzina:16:40.... Wjechaliśmy do Monaco. ... byłam w wielu miejscach... ale
to co tu widziałam przeszło wszystko... nie ma piękniejszego miejsca na
ziemi. Mówią, że czasem wystarczy spojrzeć i człowiek od razu się
zakochuje, że wie, że to to :)... no właśnie. .. Zatrzymujemy się na chwilę
aby zobaczyć port... laser pico na brzegu, Optimisty na wodzie. Łódki
motorowe nq miano filmów Jamesa Bonda, promy i innych setki jednostek...
których nie byliśmy w stanie obejrzeć. Gdy wyjeżdżamy jest już ciemno. I
dopiero wtedy widać urok całego miejsca.... światła, które oświetlaja
kasyna, hotele, sklepiki, restauracje, promy, jachty tworzą taki klimat
tego miejsca i widok, że nie jestem w stanie tego opisać słowami, ale
zapamiętam ten widok na zawsze. Na ulicach widoczni policjanci w związku z
ostatnimi zamieszkami, i atakami, które miały miejsce we Francji. 17:50
(ciao ciao) Italia. :)
18:30 docieramy do Hotelu gdzie będziemy dziś nocować.
Hotel Des Anglais leży jakieś 100metrów od morza. Wiatr ciągle mocny.
Rozpakowujemy się i idziemy na kolację. Dziś nasz kapitan ma imieniny. Mała
rodzinna lokalna knajpka nie daleko naszego hotelu, jest miło i
przytulnie. Zamawiamy spaghetti, steki, baraninę, cielęcinę, kalmary,
krewetki, rybę, sałatki... w oczekiwaniu na nasze dania dostajemy paluszki
i pizze. Jedzenie pyszne. Obsługa miła. Oczywiście po daniu głównym
desery... tiramisu i creme carmele oraz kawa ;) najedzeni po uszy, napojeni
po kokardy (śmiech ), kierujemy się w stronę hotelu. Po drodze na ulicy
mijamy bar, w którym jest karaoke. Dj który puszcza muzykę śpiewa włoskie
piosenki. W końcu docieramy do Hotelu, gdzie udajemy się do Pokoju 225
gdzie mieszka Kapitan na jego imprezę imieninową. Prezenty, toasty,
śpiewy... Siedzimy w pokoju rozmawiając, analizując rejs, i planując w
zasadzie następny ;) koło godziny 01:00 rozchodzimy się. cześć ekipy idzie
w miasto, a część spać.
23.11.2015
Niedziela
Idziemy na spacer. Do teatru. Godzina 01:00 (noc) Bodzio prowadzi. Po
drodze mijamy Kasyno. Obchodzimy Sanremo trafiając do porciku przy którym
mieszczą się niewielkie knajpki. Chłopcy odczuwają potrzebę zjedzenia
włoskiej pizzy. Siadamy więc w jednej z knajpek o nazwie Dick Turpin.
Zamawiamy pizze i piwo. Siedzimy rozmawiając. Ja z Kasią dostajemy od
Zibiego po róży(wielkie dzięki). Zjadamy pizze i idziemy w stronę hotelu.
Po drodze Zatrzymujemy się jeszcze przy barze z karaoke Wypijamy piwo i
idziemy dalej. Do hotelu docieramy około godziny 3:40. Kładziemy się spać
bo o 10:30 wyruszamy już do domu. Wstajemy o 07:30 z Katarzyną (zwaną dalej
Pasztecikiem) szybki prysznic i schodzimy na śniadanie. W restauracji
tłoczno. Miejsc sporo, ale wszystkie zajęte. Na śniadanie do wyboru od
jogurtów, cruasantów, jajecznicy, parówek, szynki, sera no i Pasztecik :)
idziemy po bagaże I schodzimy na dół. Oddajemy klucze i pakujemy się do
aut. 10:40 odjeżdżamy z hotelu już do domu.
16:40 Zatrzymujemy się w Wenecji na obiado-kolacje. Jemy i ruszamy dalej.
18:30 Słowenia nas wita zimnem i chłodem. 19:30 Tankujemy I tu
niespodzianka.... naszym oczom ukazuje się pół metra śniegu.
O 22:30 dojeżdżamy do hotelu Touring na Węgrzech, gdzie przenocujemy.
Jeszcze kolacja,toasty i po 1:30 idziemy spać.
23.11.2015
Poniedziałek
Wstajemy przed 8 na śniadanie. Jemy i wyjazd o 8:40. Zimno, ale od rana
świeci słońce. Po drodze Zatrzymujemy się jeszcze na obiad i jedziemy juz
prosto do Gorlic.
16:30 wjeżdżamy do Polski. Wita nas mgła. W Dominikowicach na termometrze 0
stopni.... .
20:30 docieram do Krakowa na dworzec. Czekam na pociąg do Choszczna, który
mam o godzinie 21:42. Po 13h w pociągu w końcu dojeżdżam do domu. I
niestety kończy się rejs...
Podsumowując:
tekst rejsu: "Bodzio! nie ma Fi-Fi" ,"PROSZĘ? Jesteś we Francji ".
Budyń, kisiel i gorące kubki miały wzięcie jak zawsze. Ostatniego dnia
rejsu największe wzięcie miały flaki (niektórzy chcieli poczuć w końcu ich
smak do końca). Atmosfera jak zawsze wspaniała, Kapitan niezawodny w każdej
sytuacji. Ekipa spisała się standardowo. Moglibyśmy pływać jeszcze kilka
dni a flaków, gołąbków, gulaszu i czerwonej spokojnie by wystarczyło.
Ekipa z doświadczeniem, na każdego można liczyć w każdej sytuacji.
Niektórym sen nie jest potrzebny do funkcjonowania. Najlepsze mule według
Kasi są w knajpie L'arche Porquerolles :)
Pokonałam 5600km, 500mil zobaczyliśmy kilka fajnych miejsc, a i tak nam
mało. Mam nadzieje, że do zobaczenia za rok. :)
Ahoj Kama
A zdjęcia z rejsu możecie zobaczyć tu